„W tenisie stołowym najważniejsza jest technika"
Rozmowa z Tomaszem Krzeszewskim, trenerem męskiej Reprezentacji Polski w tenisie stołowym.
Tomasz Krzeszewski jest jednym z najbardziej znanych polskich tenisistów stołowych. W swojej karierze uplasował się na 23 miejscu w rankingu ITTF. Jego wielkim sukcesem było zdobycie wraz z Lucjanem Błaszczykiem w 1996 i w 2002 roku srebrnego medalu Mistrzostw Europy oraz udział w Igrzyskach Olimpijskich w Sydney i Atenach. Trudno wymienić wszystkie sukcesy zawodnika, który po kłopotach z kręgosłupem zakończył w 2007 roku karierę sportowca. Obecnie Tomasz Krzeszewski pełni funkcję trenera męskiej Reprezentacji Polski oraz prowadzi zespół Condohotels Morliny Ostróda, który wygrał ostatni pojedynek z zawodnikami SPAR AZS Politechniki Rzeszowskiej.
- Zakończył Pan swoją karierę zawodniczą, teraz jest Pan trenerem. Która rola
jest trudniejsza?
- Zdecydowanie łatwiej być zawodnikiem. Zawodnik interesuje się wyłącznie sobą,
trenuje, przygotowuje się do pojedynków, to jest jego zadanie. Trener musi
myśleć wyłącznie o zawodnikach i nie ma czasu na myślenie o sobie. Zawodnikowi
jest łatwiej także dlatego, że w trakcie gry stres się rozładowuje poprzez
aktywność fizyczną, a siedzenie na ławce trenerskiej podczas meczu takiego odprężenia
nie przynosi.
Tomasz Krzeszewski (w środku) udziela rad swoim zawodnikom
- Od wielu lat jest
Pan związany z tenisem stołowym. Jaka jest sytuacja tej dyscypliny w Polsce?
- Myślę, że medialność naszej dyscypliny jest na niskim poziomie, ale
popularność w ogóle jest bardzo duża. Prawie każdy z nas miał kiedyś kontakt z
rakietką do tenisa stołowego i grał w
sposób amatorski. Tenis stołowy jest bardzo trudną dyscypliną, trudną przede
wszystkim technicznie. W Polsce potrzeba
innego spojrzenia na sport niż się to robi w tej chwili. Pracę trzeba zaczynać
bardzo wcześnie i wyłącznie pod okiem fachowców. Chcąc, by tenis stołowy stał w
Polsce na wysokim poziomie potrzeba funduszy dla osób prowadzących zajęcia dla
dzieci w tej dyscyplinie. To jest konieczne, bo tenisa stołowego nie można
nauczyć się samemu. Czasem przychodzi do mnie rodzic i mówi, że ma 10 letniego
syna, którego już 2 lata uczył swoimi sposobami. Zdecydowanie lepiej jest, żeby to dziecko nie
umiało jeszcze nic, niż było po treningach osoby niekompetentnej. Tenis stołowy
jest dyscypliną, w której technika jest tak szeroka i rozbudowana, że tylko
fachowcy mogą brać się za nauczanie dzieci. Niestety w systemie polskiego
sportu nie ma w ogóle pieniędzy dla trenerów, którzy mogliby trenować dzieci.
Musimy także pamiętać, że wyniki na etapie młodzika, kadeta czy juniora nie są
najważniejsze. Istotą jest tutaj rozwój umiejętności, techniki. Jeśli zabraknie tego fundamentu w
odpowiednim czasie, to na dalszym etapie ten zawodnik już się nie rozwinie.
- A jak wygląda
sytuacja polskiej Superligi w kontekście europejskim lub światowym?
- To co dzieje się obecnie to bardzo pozytywna próba, by pozyskać sponsorów
poprzez związki z mediami. Wiemy, że przez 2 lata telewizja Orange Sport będzie
pokazywała nasze rozgrywki. Myślę, że to jest olbrzymia szansa dla tenisa stołowego
na to, by zainteresowanie tą dyscypliną wzrosło. Zachęcam jednak do tego, by
oglądać mecze na żywo, ponieważ w hali emocje odczuwalne są w zupełnie inny
sposób. W Europie tenis stołowy na dobrym poziomie jest w Niemczech, ale i tam
są kłopoty z zainteresowaniem medialnym. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w
krajach, gdzie jest to dyscyplina narodowa, np. w Chinach, tam telewizje „biją
się", by pokazywać ligę tenisa stołowego. Podobnie, choć w nieco mniejszym
stopniu, jest w takich krajach jak Japonia lub Korea. Z Azjatami naprawdę
trudno jest rywalizować.
Tenis stołowy wymaga dobrej techniki (na zdjęciu skupiony rzeszowianin Piotr Chmiel)
- Są w Polskiej lidze
drużyny, które w swoim składzie mają Chińczyków, czy to jest dobry kierunek
rozwoju tenisa stołowego?
- Trudno powiedzieć. Jeśli ściąga się zawodników na poziomie
naszych graczy i trzyma się ich w drużynie tylko po to, by zdobywali punkty to
nie da to żadnych korzyści, ale jeśli wykorzystamy umiejętności tych
zawodników, by szkolili naszą młodzież, czy byli sparingpartnerami dla naszych
kadrowiczów to wtedy możemy powiedzieć, że ta współpraca będzie wymierna dla
obydwu stron. Jeśli ściągnięcie zawodników zagranicznych będzie podniesieniem
poziomu rywalizacji to wówczas ma to sens.
- Obserwuje Pan na
pewno polskich zawodników, który z nich ma największe szanse, by dotrzeć do czołówki światowej?
- Myślę, że wielu, choć o światowej czołówce trudno mówić,
ale europejska jest bardzo realna. Podkreślam raz jeszcze, że mamy mało
skuteczny system szkolenia. Azjaci grają przez ok. 4 miesiące w roku, a 7-8
miesięcy trenują. W Polsce i w całej Europie poprzez kalendarz, cotygodniowe
rozgrywki ligowe i turnieje starujemy 9-10 miesięcy w roku i 2 poświęcamy na
trening. Jak w takim razie mamy ich dogonić? Możliwe jest natomiast zebranie
najlepszych zawodników reprezentujących różne kluby do grup treningowych, gdzie
będą po prostu zasuwali i w spotkaniach ligowych, chociaż zmęczeni, będą grać
przeciwko sobie. Wówczas nie będzie konfliktu interesów drużyn. To jest jedyny
sposób, by myśleć o tym, żeby zrobić bardzo wyraźny postęp. W mojej opinii
innego wyjścia nie ma.
- Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.