Szpital Miejski nie przyjmuje kobiet na porodówkę.
Kłopoty na oddziale ginekologiczno- położniczym rozpoczęły się miesiąc temu. Przed świętami dyrektor szpitala wstrzymał planowane przyjęcia pacjentek. Lekarze kontraktowi zapowiedzieli, że dopóki nie zostaną podwyższone stawki wynagrodzenia nie przedłużą umowy.
- W grudniu odbyło się kilka spotkań, ale nie udało nam się porozumieć. Lekarze chcieliby zarabiać więcej a pracować mniej. Otrzymywali 30 zł za godzinę dyżuru w dzień powszechny i 34 zł za godzinę dyżuru świątecznego. Domagali się 70 zł za godzinę i chcieli mieć nie więcej niż sześć dyżurów w miesiącu. Na takie warunki szpital nie mógł się zgodzić, tym bardziej że w ubiegłym roku z powodu błędu lekarzy z tego oddziału musieliśmy zapłacić 600 tys. zł odszkodowania i dożywotnią rentę dziecku - mówi Grzegorz Materna, zastępca dyrektora ZOZ nr 1, w skład którego wchodzi Szpital Miejski w Rzeszowie.
Z powodu zamknięcia jednego oddziału ginekologiczno- położniczego liczba miejsc rodzących kobiet zmniejszyła się prawie o połowę. W pozostałych dwóch szpitalach kobiety leżą na szpitalnych korytarzach. Na szpitalnych salach leży zamiast sześć, to dwanaście pacjentek.
Szpital ogłosił konkurs, do 12 stycznia czeka na oferty lekarzy. Do tego czasu kobiety niestety skazane są tłok w pozostałych szpitalach lub w najgorszym przypadku czeka je transport do okolicznych szpitali w Łańcucie i Kolbuszowej.